Hugo Boss Just Different – „czarna owca”

0
1404

Ostatnio mam (niestety) naprawdę spory problem z testowaniem wszechobecnych (nadmiernie spopularyzowanych) kompozycji zapachowych. Czyżby dopadła mnie (długo wyczekiwana) mainstreamowa antypatia? A może to tylko (przejściowy) syndrom przejedzenia monotonnym, aromatycznym stuff`em? 😉 Jednego nie da się ukryć – przytłaczająca nijakość/mizerność nieustannie wzbudza moje najgorsze skojarzenia. Świetnym przykładem na potwierdzenie tej tezy są niemal wszystkie męskie (perfumowe) wypusty Hugo Bossa. Tak się przeważnie składa, że z góry (jeszcze przed samą dogłębną analizą) wiem, czego po danej recepturze mogę się spodziewać… Piętno ogromnej syntetyczności, umownej świeżości, tudzież względnego „piękna” to od lat znak rozpoznawczy brandu. Czy przedmiot dzisiejszej analizy – woda toaletowa Just Different tegoż producenta, okaże się skutecznym odejściem od niechlubnej tradycji? Zanim poznacie odpowiedź, pozwólcie że przybliżę Wam nieco faktów na temat samego produktu. Matowo-czarny flakon skrywa wbrew pozorom i składowi na papierze, bukiet o zdecydowanie mało letniej charakterystyce. Owszem w otwarciu przodownictwo przypisane jest ekstremalnie kwaśnemu zielonemu jabłku, chłodzącej mięcie oraz dość ekspresyjnej paczuli, jednak takie (rześkie) zestawienie składników koegzystuje ze sobą w bardzo ograniczonym przedziale czasu – całe 30 minut na skórze!!! Inauguracja absolutnie „dermy z siedzeń nie wyrywa…” 😉 Na osłodę powiem, iż osobom którym uda się przetrwać pierwszy „etap”, w następnym poczują się nader przyzwoicie (stąd apel o wyrozumiałość, cierpliwość). Co zatem czeka na nas dalej? W tym momencie woń przechodzi do kontrataku, prezentując swoje prawdziwe oblicze. Przez kolejne 5 godzin nasz układ węchowy, cieszyć będzie bowiem namiastka wieczorowego blasku. Tak, prawdziwym i jedynym powołaniem tego pachnidła jest „hulaszcze” nocne życie. Słuchajcie – drugi zestaw nut, podanych nam przez twórców (bazylia + ciągle intensywna paczula + pseudo drzewne cashmeranowe klimaty) to już kompletnie inna bajka. Odór nabiera głębi, zyskuje na wytrawności, a co najważniejsze przestaje razić przeciętnością! Labdanum i olibanum (mocno wyróżniające się , rzadkie żywice) jako części składowe „masówki” H.Bossa? To dla niemieckiej marki zdecydowany krok naprzód w temacie konstrukcji perfum. Komu polecić ten flakon? Dedykowanym odbiorcą jest facet (bez względu na wiek) oczekujący po budżetowym, przyjemnym dla nosa EDT czegoś więcej niż pospolitego zalatywania/emanowania wonią. Kończąc – aromatyczna „czarna owca” w stadzie europejskiego potentata, choć w dalszym ciągu dziedzicznie nienaturalnie-chemiczna, to zaczynająca już wykazywać pewne atrybuty zerwania z mało ambitnym, przaśnym wizerunkiem swoich antenatów (przodków).

Nos: brak danych

Wprowadzono na rynek: 2011